Poczuł na skórze przeszywający chłód, co było dla niego dziwne. Kiedy przychodził w to miejsce za dzieciaka, było mu ciepło, widział kolorowe kwiaty, wysokie drzewa, piękne, niebieskie niebo. Ogromne zabawki z dziewiętnastego wieku, ogromne ślimaki i zjeżdżalnie. Kiedy był nastolatkiem, nazywał to miejsce Toussaint. Skojarzyło mu się z krainą z jednej z książek i tak już pozostało, mimo że jeden z mieszkańców zawsze poprawiał go i mówił, że kraina ta już została nazwana. Była Krainą Czarów, dokładnie tą samą, która zagościła w powieści Lewisa Carolla, filmie Disneya, czy Burtona. No cóż, nie do końca tą samą, ale wciąż tą, którą stworzyła wesoła dziewczynka, która pokonała Królową Kier.
Nigdy Stwórczyni nie poznał, do Ziemi Królowej Kier nie miał wstępu. Kot mówił mu, że „Nowa królowa nie znosi takich, jak ty. Woli spokój i ciszę”. Nigdy nie dowiedział się, co znaczyło „takich, jak on”. Nie wiedział też, co dokładnie znaczą słowa „nowa królowa” i kim owa władczyni jest. Wiedział tylko, że póki nie pamięta o swoim żywocie w świecie rzeczywistym, to Kraina Czarów może być spokojna.
Nigdy Stwórczyni nie poznał, do Ziemi Królowej Kier nie miał wstępu. Kot mówił mu, że „Nowa królowa nie znosi takich, jak ty. Woli spokój i ciszę”. Nigdy nie dowiedział się, co znaczyło „takich, jak on”. Nie wiedział też, co dokładnie znaczą słowa „nowa królowa” i kim owa władczyni jest. Wiedział tylko, że póki nie pamięta o swoim żywocie w świecie rzeczywistym, to Kraina Czarów może być spokojna.
Ale teraz już nie wyglądała tak, jak kiedyś. W Dolinie Łez wciąż słyszał dzwonki, które tworzyły złudzenie spokojnej lokalizacji w całym tym z deka popieprzonym świecie. Ale rzeka była zamarznięta, ziemię pokrywał śnieg i lód. Ogromne dęby nie miały liści i zwisały z nich ogromne sople. Zabawki pokrywał szron, a lilie o działaniu leczniczym wyglądały na martwe. Niebo pokrywały gęste chmury, które skutecznie zasłaniały słońce, które nie miało szans przebić się i ogrzać tę skutą lodem ziemię.
Nie było go tu sześć lat, ale mógł przysiąc, że nie takie Toussaint pamiętał z jego dziecięcych i nastoletnich lat.
— Jak widzisz, nie ma tu po co wracać.
Usłyszał tęgi pomruk. Na jednym z dębów siedział Kot z Cheshire, który przyglądał mu się ze znudzeniem. Ziewnął ospale i zeskoczył na ziemię. Jego olbrzymie łapy zamortyzowały upadek. Jego ogromny, nienaturalny uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, ujawniając drobne, czerwone plamki na jego pożółkłych zębach. Stary, dobry Chesh…
— Dlaczego Toussaint wygląda na martwe? — spytał i zauważył, że ma na sobie niezwykle ciepły płaszcz.
— Przypomniała sobie — rzekł, siadając na ośnieżonej ziemi. — Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej i zrozpaczonej za razem. Biedna dziewczyna…
— Stwórczyni?
— Sam wiesz kto. Nie wypowiadaj słowa „Stwórczyni”. Zawsze ci to mówiłem — przypomniał, sycząc wściekle.
Szatyn zaśmiał się pod nosem i potarł o siebie ręce.
— Przydałoby się herbaciane przyjęcie u Kapelusznika. Przysięgam, że chyba zamarznę — mruknął, spoglądając na wychudzonego kota.
— To zabawne, że nie boisz się pić u niego herbaty. Jest najbardziej stuknięty z nas wszystkich, a ty i tak dalej myślisz, że nic ci nie grozi.
— A grozi?
Kot z Cheshire wzruszył ramionami i zaczął podążać w głąb Doliny. Szedł za nim, patrząc ze zmartwieniem na otaczającą go srogą zimę.
— Królowa wie o tej istnej epoce lodowcowej? — zapytał po chwili, widząc, że zbliżają się do Księżnej.
Nie wiedział, czy na pewno chce spotkać kanibala. Niby do tej pory nic mu nie zrobiła, wolała jeść wieprzowinę, ale po tym, co stało się z Krainą Czarów, może ponownie mieć kanibalistyczne zapędy.
— Wie — odpowiedział, nie zmuszając się nawet do dłuższej wypowiedzi.
Kiedy dotarli do jej domu, poczuli przyjemne ciepło. W garncu była przygotowywana wieprzowina, nad którą czuwała niezwykle brzydka Księżna. Odwróciła się i bez żadnych emocji przywitała się z młodym mężczyzną.
— Dawno cię tu nie było — mruknęła beznamiętnie.
— Tak… wiem. I widzę.
W jej oczach błyszczało zmartwienie, kiedy zmierzyła chłopaka wzrokiem od stóp do głów.
— Wierzę, że nie przyszedłeś tu, by znów śmiać się z mojego wyglądu. Zawsze to robiłeś, gdy byłeś małym, wkurzającym podlotkiem.
— Nawet nie wiem, po co tu przyszedłem. Miałem nadzieję, że tu nie wrócę. A jak już to zrobię, to zastanę Toussaint takie, jak przedtem.
— Świat się zmienia. — Z jej ust uciekło ciche westchnienie. — Masz, kocie. Dawno nic nie jadłeś. — Rzuciła mu porządny kawał wieprzowiny, do której dobrał się niemal natychmiast.
Usiadł na krześle i podparł głowę na ręku. Wszyscy wydawali się zmartwieni. Panującą zimą, czy może ze względu na Stwórczynię? A może chodziło o królową?
— Kocie, pamiętasz naszą małą Alice? — spytała cicho.
Kot spojrzał na nią, marszcząc się.
— Nie wypowiadaj jej imienia. — Mruknął. — Małej sama wiesz kogo już nie ma. I nigdy nie wróci.
Leon spojrzał na nich z ciekawością. Nigdy nie rozmawiali przy nim o Stwórczyni, zawsze omijali ten temat szerokim łukiem. Nawet gdy o nią pytał, spławiali go.
— Co się stało z Ali…
— Nie wypowiadaj jej imienia, do cholery! — warknął kot, rzucając się na chłopaka. — Jej już nie ma! Kiedy wy to wszyscy zrozumiecie? Ona nie wróci! Nie taka jak kiedyś!
Zszedł z Leona i otarł pysk łapą. Kocur trząsł się. Wyglądał na załamanego zaistniałą sytuacją. Co się z nią stało, że tak reagował na wspomnienie o niej? Musiał się dowiedzieć. Nie mógł. Musiał.
— To, że nie chcesz, byśmy ci o niej przypominali, nie oznacza, że mamy nie używać jej imienia. Wszyscy wiemy, co przeżyła i że jej serce jest skute lodem, ale… to nie znaczy, że musimy używać zwrotu „sam wiesz kto”. Ona na to nie zasługuje — odparła Księżna.
— Właściwie — odezwał się Leon — to nie wiem, co się z nią stało.
— Długo by opowiadać.
— Mamy czas. — Wzruszył ramionami. — I już nie powiesz, że jestem za młody i powiesz mi, gdy dorosnę. Ten argument już nie działa.
Kot przeklął cicho i westchnął, układając się na podłodze. Księżna wiedziała, że to będzie trudna rozmowa. Widziała to w oczach kota, który nigdy nie lubił opowiadać i wspominać o tym, co przydarzyło się Stwórczyni. Ale teraz nie było odwrotu, musiał to powiedzieć.
— Więc zacznijmy od początku. Proponuję dzień, w którym ta lawina nieszczęść zaczęła się staczać z samego wierzchołka góry. Dzień, gdy cała jej rodzina spłonęła…
Świetny prolog! GzieG rozdział?lecisz w kulki. Ja chcę rozdział! Chce sie czegoś dowiedzieć, bo nic nie wiem 😢
OdpowiedzUsuńDo następnego!
Less
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSPECJALNA MIEJSCÓWKA DEMONA
OdpowiedzUsuńTak bardzo się cieszę, że piszesz o Krainie Czarów, zawsze mnie ona interesowała. Ponownie Leon? Psycho, chyba ostatnio coś za dużo o Leonie piszesz. Czyżby faza na Verdaska? XDDDD
UsuńCO SIĘ STAŁO Z ALICE?
Potrzebuję kolejnego rozdziału, jak tlenu.
Demon🔱
Podoba mi się nagłówek 😍
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero dziś się zjawiam, ale jestem.
Niestety przydała by mi się dodatkowa doba w tygodniu, żeby mi na wszystko starczyło czasu...w szczególności w ostatnich tygodniach.
Jednak nie będę się żalić, ale Ciebie chwalić ;)
Jest świetnie. Jestem w szoku, że udało ci się tak zgrabnie wplątać postać Verdasa i Krainę Czarów.
Mówiłam kiedyś, że bardzo lubię Krainę Czarów?
Nie?
Tak więc mówię teraz :)
Podoba mi się!
Tak na marginesie to za jednym razem napiszę,
fajnie, że wstawiłaś bohaterów.
"Sam wiesz kto..." - pozamiatałaś tym tekstem XD
PS. Dziś wstawiam kolejny rozdział, choć jestem z niego średnio zadowolona :|
Nie ma to jak dobra reklama XD
Buziaki!
Czekam na rozdział na Jedynej!!
Jestem i tutaj, a tak z ciekawości to masz jeszcze jakieś blogi oprócz tego, Jedynej i Rozpuszczalnika? Bo strasznie spodobał mi się twój styl pisania i cały czas mi mało hah.
OdpowiedzUsuńWow, podoba mi się to, że wplotłaś w opowieść Verdaska!
Kraina Czarów? Kolejne opowiadanie, z tematyką, której nigdy nie czytałam, a to mi się bardzo spodobało.
Czekam na pierwszy rozdział! <3
Niewidzialna
(przepraszam za reklamę, ale zapraszam na 2 rozdział u siebie)
Ano mam, wystarczy trochę poprzewijać na Google+ ;)
UsuńCieszę się, że się podoba. Szczerze mówiąc, to zrobiło mi się gorąco, jak zobaczyłam, że skomentowałaś ten blog.
Już lecę czytać,
Madame Red.